:: 2010-02-14 VI Niedziela Zwykła ::

Wstęp do Mszy Świętej

:: mp3 :: Umieć przyjąć dar - to być pokornym. Być gotowym na przyjęcie daru - to wołać.
Niech nasze uczestnictwo w tej Mszy świętej będzie otwarciem na Bożą obecność, na Bożą miłość, która oczyszcza. Niech nasze uczestnictwo we Mszy świętej będzie wołaniem.

Komentarz do czytań

:: mp3 ::

Jr 17, 5-8
Ps 1
1Kor 15, 12.16-20
Łk 6, 17.20-26

Pierwsze z czytań, z Księgi Proroka Jeremiasza, rysuje bardzo przejrzysty obraz życia ludzkiego, porównywanego do drzewa. "Błogosławiony mąż, który pokłada ufność w Panu" - błogosławiony, czyli szczęśliwy. Jest on jak drzewo zasadzone przy wodzie, zakorzenione przy wodzie - więc karmi się życiodajną wodą. Ktoś inny, kto nie pokłada ufności w Panu, podobny jest do krzaka na stepie, który "nie dostrzega, gdy przychodzi szczęście". Ciekawe sformułowanie: "nie dostrzega, gdy przychodzi szczęście".

Słowa Jeremiasza mają stanowić dla nas komentarz do czytanego dzisiaj fragmentu Ewangelii św. Łukasza. Ten fragment to kazanie Jezusa na równinie - odpowiednik kazania na górze u św. Mateusza. Ewangelista zwraca uwagę na to, że Jezusa słuchają nie tylko dzieci Izraela z różnych stron Palestyny, ale także poganie z wybrzeży Tyru, Sydonu. Bo Słowo Jezusa przeznaczone jest dla wszystkich. Treścią kazania są błogosławieństwa - znane nam: błogosławieni ubodzy, którzy głodują itd. Błogosławieństwa wyznaczają drogę do szczęścia. Kto postępuje wg wskazań w nich zawartych jest jak drzewo zasadzone nad życiodajną wodą. Ale biada tym, których Jezus nazywa ludźmi naznaczonymi: biada wam syci, śmiejący się, zadowoleni z siebie, chwaleni przez innych, czyli biada tym, którzy upatrują szczęście w dobrach przemijających. Biada myślącym o sobie: będę bogaty, będę szczęśliwy, nic mnie złego nie spotka, będę żył wesoło i ciekawie, będę syty, będę się cieszył uznaniem innych ludzi. Ale czy te dobra są "złe"? Nie, ale nie należy pokładać w nich całej swojej nadziei. Bo wówczas nie dostrzegamy kiedy przychodzi prawdziwe szczęście.

Gdy rozmawialiśmy o tym fragmencie Ewangelii, ktoś przypomniał napisy, które podobno w zeszłym roku zamówiła jedna z agencji ateistycznych: "Boga nie ma - ciesz się życiem". Napisy miały być eksponowane na autobusach i środkach komunikacji w Londynie.
"Boga nie ma - ciesz się życiem" - te słowa są odwróceniem myślenia zapisanego w Księdze Jeremiasza.
"Boga nie ma - ciesz się życiem" - posiedź bez wody na spalonej pustyni, zobaczysz jak długo wytrzymasz.

"Zwornikiem" dzisiejszych czytań jest fragment Pierwszego Listu Św. Pawła do Koryntian, w którym Apostoł kładzie nacisk na zmartwychwstanie. Pamiętajmy, list do Koryntian pisany jest dla Greków, którzy największe trudności mieli z wiarą w zmartwychwstanie, bowiem zupełnie inaczej patrzyli na człowieka. Dla Platona i dla każdego Greka człowiek to dusza, za jakąś przewinę przez bogów skazana na to, żeby pomieszkać w więzieniu, jakim jest ciało. A więc mówienie o zmartwychwstaniu, czyli o wiecznym szczęściu w ciele, Grecy uważali za nonsens. Paweł mówi do nich: zmartwychwstanie to pełnia urzeczywistnienia człowieczeństwa w Bogu. I bez wiary w zmartwychwstanie ("jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał") nasze życie jest pomyłką, jest życiem krzaka na pustyni - na ziemi słonej i bezludnej.

Homilia: "Kościół jest święty?"

Homilia

:: mp3 :: Rozważamy różne znamiona Kościoła zawarte w Credo. Można było zrozumieć, że jest on powszechny czyli katolicki oraz że jest apostolski. Przyznam się, że nie bez lęku przystępuję do dzisiejszego tematu, w którym mam z wami rozważyć to, że Kościół jest święty.

Każdej niedzieli wspólnie wyznajemy: "wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół". "Kościół święty" - to chyba dla nas wszystkich najbardziej niepokojące ze znamion Kościoła. Przecież tyle złego można opowiadać o Kościele. Tyle złego wypisuje się w gazetach, pokazuje na ekranach - i przecież nie zawsze są to bajki wymyślone przez nieprzyjaciół. Ale to, o czym słyszymy w odniesieniu do dzisiejszego Kościoła jest dziecinadą. Popytajcie historyków. Wytrawni mistrzowie życia duchowego w średniowieczu polecali katolikom słabo ugruntowanym w wierze, by nie podróżowali do Rzymu - z obawy przed ich zgorszeniem. Otwórzmy "Boską Komedię" wielkiego Dantego. Niektórzy mówią, że artysta ten przełożył Sumę Teologiczną św. Tomasza na wspaniałą poezję włoską. W swojej wizji umieścił na pojeździe Kościoła niewolnicę - nierządnicę babilońską. To nie Luter wymyślił ten obraz -a arcykatolik Dante. Nieprzypadkowe jest też określenie, powiem grzecznie po łacinie: "casta meretrix" - "czysta nierządnica". Nie wyczytałem tego w piśmie ateistycznym, tylko we "Wprowadzeniu do Chrześcijaństwa" niejakiego Josepha Ratzingera, który cytuje określenie paryskiego biskupa Wilhelma z Owerni z XIII w.

Łatwo opowiadać o ideale. Tydzień temu posłużyłem się porównaniem: zestawiłem matematyczną ideę trójkąta z krzywymi liniami w kształcie trójkąta narysowanymi na tablicy. Czy można więc uczciwie mówić o świętości Kościoła?

Przed trzecim millenium Jan Paweł II chciał zrobić i zrobił rachunek grzechów Kościoła: od inkwizycji po zaplątanie się w politykę, sojusz tronu i Kościoła. Nie wywołało to entuzjazmu, a często nawet duży opór wielu biskupów - po co o tym mówić.

Co to znaczy, że Kościół jest święty? Czy jesteśmy uczciwi, wyznając to w niedzielnej Mszy w naszym Credo?
Gdy byłem w Rzymie największe wrażenie zrobiły na mnie katakumby. Miejsce, gdzie chowano szczątki męczenników, prawdziwych świadków wiary. Czy tam jest miejsce narodzin Kościoła? Chodziłem modlić się w katakumbach, z jednej strony przeżywając doświadczenie swoistej wdzięczności Bogu, że jestem w Kościele, który ma swoje źródło w świadectwie tych ludzi. A z drugiej strony patrząc na wspaniałe dzieła sztuki, ale też - nie zgorszcie się - na pełne pychy instytucje kościelne, pytałem: gdzie są prochy męczenników? Czy w marmurach jest świętość i potęga Kościoła? Czy w tych drobniutkich kosteczkach małych, często prostych ludzi, którzy w miłości dali świadectwo Chrystusowi?

Jestem wychowany bardzo tradycyjnie w katolickiej rodzinie. We Mszy świętej uczestniczyłem od dzieciństwa, byłem ministrantem. Ale przyznam się, że największe wrażenie zrobiła na mnie Msza (do której służyłem) w Laskach (to jest zakład dla ociemniałych pod Warszawą). Kapelanem był ksiądz Tadeusz Fedorowicz, który pochodził ze Lwowa (w ‘40 roku, gdy Polaków pociągami wywożono na Syberię, on dobrowolnie zgłosił się i pojechał z nimi, by po prostu być z ludźmi, by czytać z nimi Ewangelię, by odprawiać Mszę świętą). To, co pamiętam z tej Mszy w Laskach, to wrażenie, że kapłan celebrował tę Eucharystię tak, jakby go nie było. Był cały przezroczysty. Przezroczyste było słowo, które mówił i przezroczyste były ręce, w których trzymał Najświętszy Sakrament. Ksiądz Tadeusz Fedorowicz był spowiednikiem Karola Wojtyły.

Przez pryzmat tego obrazu, który przyjmijcie jako moje świadectwo bardzo głębokiego przeżycia, spójrzmy na formułę: Kościół jest święty. To nie członkowie Kościoła są święci, czyli my. To Chrystus jest święty. Przypomnijmy sobie tekst Credo: "wierzę w Ducha Świętego, święty Kościół powszechny" - to jest to samo wyznanie. To Duch, który działa w nas, jakże nędznych, jest Święty. Duch uświęciciel, Duch Święty w brudnych rękach. Moc Ducha, czystość Ewangelii, wypowiadane są często przez usta, które znieważają Boga przez całe życie .

Kościół jest święty, bo jest w nim Ewangelia i są sakramenty, które mają moc odpuszczania nam grzechów i karmienia nas Bożym Słowem i Bożym Ciałem. Na tym polega świętość Kościoła. Ta świętość bywa owocna w życiu także każdego z nas. Bo każdy z nas ma możliwość podnoszenia się ze swoich słabości, grzechów, rozpoczynania od nowa, karmienia się Ciałem.

Świadomość grzechu w Kościele istniała od początku. Niegodziwość chrześcijan budziła protesty gorliwych i rodziła pokusę, by oczyścić Kościół, to znaczy wypędzić wszystkich grzeszników. Były i ciągle powstają (w każdym pokoleniu bez mała) rozmaite ruchy odnowy Kościoła. Jest to niewątpliwie wyraźny znak działania Ducha Świętego. Odnowa przez powrót do źródeł, do życia apostołów, do ich prostoty, do ich pokory. Bo główny grzech Kościoła to pycha. Wciąż bardzo realnie grozi nam pycha, gdy mamy poczucie władzy. To straszna rzecz, straszna rzecz, gdy spowiednik czuje władzę nad grzesznikiem. On klęczy, a ja siedzę - i ja mu mogę powiedzieć: "a wynoś się". Cóż za straszna pokusa. Każda władza grozi piekłem, a ta, która jest władzą kluczy, zamykania i otwierania drogi do Boga... Boże! co za straszne przekleństwo wraz ze święceniami złożono w moje ręce. Jeżeli ta świadomość nie przestraszyła księdza (ale tak śmiertelnie), to nie jest godzien święceń.

Pycha. Także pycha tych, którzy chcą "wyczyścić" Kościół. Wiecie czym się różni sekta od zakonu? Sektę tworzą ci, którzy mówią: "my jesteśmy czyści, a te głupie katoliki modlą się do tej bogini Maryi. My jesteśmy czyści, grzeczni, a nie ta hołota masowa, katolicka". Niebezpieczeństwo pychy, takiej klerykalnej pychy rozmienionej na świeckość. Zakon to jest sekta, która została w Kościele. To ruch odnowy, który nie chce kadzić sobie i swojej świętości. Wbrew nazwie Placu, przy którym jesteśmy - Placu Wszystkich Świętych. Plac Dominikański nie jest Placem Wszystkich Świętych. Ci, którzy wam służą nie są święci. Choć bardzo byśmy chcieli takimi być - tak jak każdy z was. Ale jest ta wielka Moc, która działa także i w grzesznikach. W Kościele jest miejsce dla grzeszników, zgódźmy się na to. Zgódźmy się na to. Trzeba nieustannie się przemieniać, bo pokusa sekty tkwi też i w ludziach Kościoła. Jeżeli proboszcz oświadcza, że nie ochrzci dziecka ze związku niesakramentalnego - to jest sekciarzem! Nie ma prawa odmawiać! Kościół jest otwarty, dla tego dziecka szczególnie. A także i rodzice, którzy żyją w tych trudnych warunkach, mają prawo do opieki Kościoła, do pomocy Kościoła. Nie jesteśmy sektą niewinnych - jesteśmy grzesznikami. Ale mamy prawo do tego, by Bóg do nas mówił, by umacniał nas i prowadził. I nie wierzcie tym katolikom (chociaż mają radia, telewizje), którzy wyklinają wszystkich, mających inne zdanie. Kościół jest dla grzeszników i dlatego jest grzeszny. My ludzie Kościoła jesteśmy grzeszni, bo nie nasza świętość decyduje o świętości Kościoła, tylko świętość Chrystusa, który przez Ducha Świętego mieszka w Kościele. W nasze brudne łapy, w nasze brudne usta Chrystus włożył znaki swojej świętości.

Nasze rozważania o Kościele świętym, jednym, katolickim, powszechnym podsumuję fragmentem ostatniej książki Ojca Joachima (przy okazji bardzo proszę, módlcie się za Niego bo naprawdę trudna jest Jego sytuacja i choroba). W książce, którą podyktował w zeszłym roku, a która już w tych dniach ma się ukazać, wspomina kolegę z nowicjatu dominikańskiego w Oxfordzie (w czasie wojny wstąpił do dominikanów w Anglii, w Oxfordzie). Ten kolega wystąpił z zakonu jeszcze jako nowicjusz i przeszedł do anglikanów. I teraz czytam: "Odpisałem mu, żeby pamiętał, że religia katolicka to >>whisky on the rock<<, co się tłumaczy: whisky z lodem, czyli nierozcieńczona. >>Rock<< to po angielsku także skała. A więc whisky na skale. Nasza wiara to czysty, skondensowany sens - oparty na skale".

Amen. Alleluja. I do przodu!

:: wróć na początek ::


dominikanie w Polsce